Paroles

Mam wyjebane na modę, nieważne w co będę ubrany na tronie Ja wpływam na życia ludzi, nie to jaki kolor noszą w tym sezonie Prawdziwy król, to nie ten co ciągle poprawia koronę Prawdziwy król, wychodzi do ludzi i wyciąga dłonie Kiedy go wszyscy mieli w dupie na obiad szamał chleb i cukier Stary rozjebany komputer i bit, to portal co pozwolił uciec A teraz to jestem legendą punchy, chłopaku jak Andrzej Gołota Mój kalendarz układali iluminaci, no bo każdy dzień to sobota Cały czas tworzę muzykę, mi głowę najbardziej otwiera krytyka A ludzie tu czują się molestowani kiedy ich tylko dotyka Pamiętam jak zawsze marzyłem, żeby widzieć tłumy i siebie na scenie Ja prawdę mówiąc do teraz się szczypię, czy to naprawdę się dzieje Muzyka to moja pasja, a nie ostatnia szansa na zarobek Kocham to gówno na maxa, rozdaję wam leki psychotrapowe W kurtce zimowej stawałem w kabinie po to, żeby nagrać wokale Później za to odbieramy platynę i wieszamy sobie na ścianę Postawiłem wszystko na rap i farta mam, że się udało Bo to że ty zrobisz tak samo jak ja, nie znaczy że wyjdzie tak samo Jak się jest jeszcze na początku drogi to wizja jest przytłaczająca Wiem jak to jest, jak twój ulubiony raper zastępuje ci ojca Mama mówiła, że muszę się uczyć, a ja wolałem się włóczyć Nie ma co robić, to se gorącą herbatą popijam piguły Wbijam pod kołdrę, bo ponoć wtedy to z głowy ci robi masakrę Zgaszone światło, na monitorze się kręcą wizualizacje Moje wspomnienia są pato jak zawsze, ale dają do myślenia Król na początku był błaznem, nigdy nie bójcie się zmieniać Byłem grubasem przeważnie, no bo z niejednego pieca chleb jadłem Nieważne ile razy bym upadał, Solar pomagał mi zawsze Czasami dziękuję w myślach, za to, że żyję i za to gdzie jestem Kolega z więzienia wysyła czternaste życzenia świąteczne Został już jedynie rok, szybko to zleci i wracasz do żywych Spróbuję zasłonić mu zło, by widział jedynie dobre perspektywy Prawdziwy król, nie walczy o tron Prawdziwy król, nie walczy o wpływy Prawdziwy król, to walczy o to, żeby ludzie byli szczęśliwi Wyrzucam koronę w tłum, mi już nie będzie potrzebna Nie uwierzycie, korona spada na ziemię nietknięta Ludzie w końcu zrozumieli, że hajs i władza to nie wszystko Szkoda, że dopiero w obliczu pandemii, trochę chujowo wyszło Szanujmy ziemię i siebie, nie dopiero kiedy w przypale świat jest Bo nasza planeta może się skończyć tak jak ten kawałek, nag-
Writer(s): Mateusz Karas, Konrad Lukasz Zyrek Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out