Letra

Marysia była lekko w szoku, dumna w pełni Całkiem zdrowa, długoterminowa i niegłupia Do pizzerii zjeść, opanować nerwy weszła gdzieś W okolicach śródmiejskich - północna część SMS'a mu pisała, pomyślała że się czuje trochę tak, jak wtedy, kiedy pierwszy raz Z internetu ściągnięty referat dała na uczelni do sprawdzenia, jednak teraz poziom podniecenia większy Dziś zdradziła Ryśka po raz pierwszy, czuła się lepsza i czuła, że należy jej się lepszy Ryszard taryfiarz nie zrzeszony w korporacji i Marysia, lat temu trzy poznali się podczas wakacji Dzisiaj prócz akcji - rogi, ta licencjatka psychologii robi jeszcze jedną bardzo ważną rzecz – magistra broni Z podwójnych nerwów teraz je podwójną pepperoni, Choć zwykle dba o linię, teraz to pierdoli Teraz o nim, Rysio taxi driver, zbieżność z Klanem przypadkowa całkiem Wiezie babę właśnie, na taryfie czwartej, z delikatnym wałkiem, bo powiem normalnie Wkurwia go, bo wali od niej warzywniakiem, patrzy przez ramię, czy nie zostawia brudu na kanapie Janina, bo tak na imię babie, myśli tymczasem o tym podejrzanym chamie, co prowadzi wóz Nie złapie nigdy już taksówki na ulicy, czadko jeździ, w zieleniaku na dzielnicy siedzi Cały dzień, gdzie posadził ją zięć, ale dziś on wyjechał I znów przyszły chuligany z nożem, Janina tego dłużej znieść nie może I chociaż zięć mówił, żeby, broń Boże, nie zgłaszać tego Bo może być gorzej, to ona kłódkę na bęben, hajs w kopertę, gablotę halo pędem I gna tera cierpem na komendę Każdy ponad każdym - skurwysyn - innego traktuje jakby był niczym Wszyscy najmądrzejsi - jebani - myślą chyba, że są wybrańcami... Wszyscy tu, niestety... Na-na takie podejście brak mi słów Jakiś czas wcześniej, spod lubelskiej wsi, wyjechał do stolicy szukać lepszych dni – Grzegorz W pizzy znał jednego z powiatu swego, robiącego już od 99-tego Karol ma na imię, w plackach trochę robi Grzegorz postanowił, że też spróbuje sił w gastronomii Wysiadł na Wschodnim zadowolony, że za bilet nie zapłacił frajerowi Chuj, że kawał drogi siedział w kiblu pociągowym, walił klocem, miał zdrętwiałe nogi trochę Ale cieszył się, że się ostały polskie złote, proszę Cię... Lekko zagubiony pytał ludzi o nazwę ulicy, wtem "saluto" Patrol stołecznej policji Grzesiu tłumaczy, że chce do Karola z pizzy Z twarzy był podobny zupełnie do nikogo, jednak ubrany na brązowo-fioletowo Na górze ma mieć sweter, a na dole na dresowo Przypasował im stuprocentowo, omyłkowo do opisu kogoś Bluźnił, przepraszał, nawijał... Jakiś czas później pani Janina drzwi zamyka od taryfy Rysia i wyklina od złodziei w myślach Szyld Policja - wchodzi, składa zeznania Rutynowe rozpoznania zwykle są na odpierdol, biorą tych, którzy są pod ręką I chociaż staje kilku gości młodych Bez cienia wątpliwości ten, od spodni fioletowych, w swetrze brąz Dla Grzesia wstrząs, Pies gładzi wąs, gardzi nim oraz nią Przecież dopiero, co przyjechałem Tłumaczy Grześ chwilę, ale zlisił się na bilet i przesiedział swe alibi w jednym z kibli, tyle... Każdy ponad każdym - skurwysyn - innego traktuje jakby był niczym Wszyscy najmądrzejsi - jebani - myślą chyba, że są wybrańcami... Wszyscy tu, niestety... Na-na takie podejście brak mi słów Karol - lat dwadzieścia - w sercu Śródmieścia, nie podejrzewając nic, zrobił kilka pizz Nie wiedział nawet, że wybierał się do niego Grześ Jak zwykle statyści przyłazili jeść I gdzieś koło czternastej - eureka - czaderski pomysł rzucił kolega Wrzucić kwasa w pepperoni, na nieświadomce ktoś opierdoli Kto jest kto? Rozwiązanie zagadki, posuchaj Tą pizzę pokroiwszy na kawałki, zżarła ta Marysia od Rysia z taxi Jak już się domyślasz, ten egzamin, który ma napisać, ma prawo nie wypalić Konsumując, myślała że na nią zerkali pracownicy, bo jest najpiękniejszą w okolicy damą Sam jako narrator, żałuję, że personel, na czele z Karolem, nic nie wiedział, że za moment, magistra obronę miała - to by się dopiero ucieszyli Pierwsza fazę niedoszłej psycholog jednak uświadczyli, krople potu na jej czole pięknie lśniły, było wystrzałowo Dla Karola z załogą, dla niej na razie też kolorowo Uwierzcie moim słowom - Marysia była w szoku zdrowo Dotarła do sedna materii, postanowiła orzec to na uczelni Niedzielne ofiary i oprawcy niedzielni Każdy ponad każdym, wszyscy najmądrzejsi Stara Janina w bujanym fotelu w domu przypomina sobie Grzesia i rozmyśla, czemu to zrobiła Bez pewności, ale wymierzyła palcem Dziś była górą w nierównej walce Dla niej wszyscy młodzi łysi tacy sami - ścierwo, myśli tak serio Mniej więcej w tym czasie pod pizzerią, wychodząc po pracy Karol śmiał się jaki numer wyciął I nagle, choć nie widział Grzesia lat tysiąc - flashback i maska zrzedła mu, mógłbym przysiąc Wspomniał wieś rodzimą, lat temu kilka zimą - i stał tak chwilę z nietęga miną - jak to było... Pijalnia piwa pod wieczór, lokalne panny, Karol i Grzesiu i numer - coś do dzisiejszego w podobie Grzegorz odlał się do piwa, a Karol nieświadomie łyknął sobie Psiku, kurwa jego mać, raz, dwa... Powrót do rzeczywistości, przystanek pod pizzerią Karol, kilku gości, śmiech i maskowany ból w tle Tymczasem Ryszard taryfiarz zapiekankę je z budy spod patyka Obok Neoplan na przystanku się zatrzymał Wysiadły dwie turystki, całkiem młodzieżowe Rysiu odwrócił głowę i obcina Każda ma dobrą nogę, bufe też niczego sobie i kozackie lica - wziąłby obie na ostro... Pochłaniając ostatniego gryza Spojrzał na typa, który miał na sobie bluzę Prosto I właśnie wsiadał do taryfy "Dokąd?" spytał Rychu i na tym zakończymy
Writer(s): Wojciech Sosnowski, Tomasz Janiszewski Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out