Lyrics

Joł, joł, joł Hoł, hoł, hoł Hoł, hoł, hoł mały śmieciu Ha, ha, ha, ha Joł jebać Zamarznięta krew z nieba leci wygląda jak płatki róż Gwiazdka to magiczny okres znów prezentów mamy w bród Dziadek usiadł przy kominku i lufę wsadził do ust Zobacz wnuczku co z tej odległości robi z twarzy śrut Mama potrawami zastawiła cały stół Znowu charczy na czerwono, bo od lata krwawi z płuc Śpiewa cichą noc wyjmując sobie z lewej gałki nóż I przechyla głowę w przód, tak by wypłynął z czaszki mózg Czarny śluz płynie na talerz, mama nie przestaje śpiewać Gdy rozcina sobie brzuch i wyciąga szare trzewia W miejscu świątecznego drzewa i zimowej scenografii Tata naostrzył pal i się sam na niego nabił Pod jego stopami kałuża moczu i ciemnej juchy Gdy umierał, to na ziemie, mu wypadł prezent z pupy Siostra biegnie z kuchni mówiąc "Patrzcie, co mam" Równo z pierwszą gwiazdką urodziłam martwego psa Dziadek nim w twarz się postrzelił, uciął babci kończyny Babcia się wściekła, bo na ziemi były ślady od piły Wszyscy się śmiali, bo dziadek cały czas babcie podpuszczał Że lewą nogą, już nigdy rano nie wstanie z łóżka (hihi) Zaciskam usta, szkło mi spływa do gardła Zawsze dzielimy się tłuczoną bombką zamiast opłatka Babcia bez kończyn jak ślimak się doczołgała pod stół Składam jej ciepłe życzenia puszczając pawia do ust (To, To, To) To święta w piekle Mielę wszystko na proch jak Dr. Oetker Fosforowe bomby świat spalą na węgiel To 666 pchnięć prosto w twoje serce W stroju gwiazdora wchodzi Ed Gain (ouh) (To, To, To) To święta w piekle Mielę wszystko na proch jak Dr. Oetker Fosforowe bomby świat spalą na węgiel To 666 pchnięć prosto w twoje serce W stroju gwiazdora wchodzi Ed Gain (ouh) Mama podsuwa mi w misce porcję swych różowych jelit Wyhodowałam dla smaku w swoim ciele dyfteryt No zjedz, póki jest ciepłe, weź chociaż talerzyk Lecz bełt tłuczonym szkłem trochę poranił mi przełyk Babcia się wierci pod stołem, zaczęła gryźć mi nogawkę Ciągnę za włosy jej korpus i mówię "Babciu, naprawdę" Niech się już babcia nie szarpie Wszedłem na tapczan by zaraz zacząć jej skakać po łbie Tak jak ta lampa z Pixara Mama wykrwawia się, słabnie, twarz ma bladą jak marmur Więc odcinam jej głowę, na pile kręci się łańcuch Głowa śpiewa kolędy, mimo iż wpadła do barszczu A w tle, w telewizorze, Kevin sam w seminarium Tacie na palcu stopy zawieszam bombkę Bo skoro jest już choinką, to niech wygląda porządnie Siostra do mnie podchodzi tym swoim zmysłowym krokiem Więc się zaczynam czerwienić, bo wiem, co zaraz powie Niesie jemiołę, trzymając ją wysoko nad głową "W cipce mamy już byłeś, teraz kolej na moją" Dłonie z nerwów się pocą, gdy pcha mi język do gardła Jej ślina ma gorzki posmak, czuje dokładnie co jadła W powietrzu świąteczna magia, wchodzę na nią bez spodni Pamiętasz zdechłego psa? Tego z poprzedniej zwrotki? Spomiędzy nóg mojej siostry na pępowinie wciąż wisiał I o północy przemówił jak nakazuje obyczaj Ślina mu kapała z pyska, czarna niczym atrament Oddech cuchnął zepsuciem, oczy przebiegłe kaprawe Jego głos był tak szpetny, jakby przemówił sam diabeł Najpierw gra wyjdzie z EP'ką, a następnie,,CADAVER" (To, To, To) To święta w piekle Mielę wszystko na proch jak Dr. Oetker Fosforowe bomby świat spalą na węgiel To 666 pchnięć prosto w twoje serce W stroju gwiazdora wchodzi Ed Gain (ouh) (To, To, To) To święta w piekle Mielę wszystko na proch jak Dr. Oetker Fosforowe bomby świat spalą na węgiel To 666 pchnięć prosto w twoje serce W stroju gwiazdora wchodzi Ed Gain (ouh) A tak na serio, dużo zdrowia i cebulionów
Writer(s): Krystian Silakowski Lyrics powered by www.musixmatch.com
instagramSharePathic_arrow_out